Problem laika ze zbiorami nieskończonymi
: 4 cze 2013, o 09:52
Od jakiegoś czasu nurtuje mnie pewien problem. Jestem laikiem w temacie, mam bardzo mgliste pojęcie o zbiorach nieskończonych i dowodzeniu równoliczności tych zbiorów. A konkretnie chodzi o to, że nie rozumiem jak interpretować fakt, że między dwoma zbiorami nieskończonymi może istnieć zarówno bijekcja jak i iniekcja nie będąca bijekcją. Weźmy zbiór liczb naturalnych parzystych \(\displaystyle{ X}\) i zbiór liczb naturalnych \(\displaystyle{ \NN}\) - przepraszam, nie wiem, jak wpisać to kozackie \(\displaystyle{ \NN}\) z podwójną kreską. Istnieje bijekcja między tymi zbiorami - każdej liczbie \(\displaystyle{ x}\) ze zbioru \(\displaystyle{ X}\) przyporządkowujemy liczbę \(\displaystyle{ \frac{x}{2}}\) ze zbioru \(\displaystyle{ \NN}\). Ale istnieje też między tymi zbiorami iniekcja nie będąca bijekcją - np. każdej liczbie \(\displaystyle{ x}\) ze zbioru \(\displaystyle{ X}\) przyporządkowujemy \(\displaystyle{ x}\) ze zbioru \(\displaystyle{ \NN}\), albo i jakoś inaczej, możliwości przyporządkowania jest nieskończenie wiele.
A więc pierwsza rzecz to nie wiem, jak rozumieć ten fakt, jak to interpretować. Jeśli ktoś twierdziłby o dwóch zbiorach skończonych \(\displaystyle{ A, B}\), że istnieje między nimi zarówno bijekcja, jak i iniekcja nie będąca bijekcją to twierdziłby coś wewnętrznie sprzecznego. Dlaczego ze zbiorami nieskończonymi jest inaczej? Druga rzecz to czy pokazanie, że istnieje bijekcja między zbiorami jest wystarczające żeby pokazać, że zbiory te są równoliczne? Zgaduję, że tak, ale dlaczego? Istnienie iniekcji nie będącej bijekcją raczej wskazuje, że zbiory nie są równoliczne. Dlaczego więc "olewamy" fakt istnienia injekcji nie będącej bijekcją i uznajemy, że skoro jest bijekcja to zbiory są równoliczne? Trzecia rzecz to pytanie - kiedy pokazanie, że między zbiorami \(\displaystyle{ X, Y}\) istnieje iniekcja nie będąca bijekcją jest pokazaniem, że \(\displaystyle{ X}\) i \(\displaystyle{ Y}\) nie są równoliczne? Wystarczy, że są skończone? Jeśli tak to dlaczego dowód "działający" dla skończonych jest niepoprawny dla nieskończonych?
Dziękuję za każdą odpowiedź, która pozwoli mi jakoś dojść z tym do ładu (albo wskazanie, gdzie takie problemy były już omawiane - forum jest bardzo rozbudowane i przejrzałem tylko niewielką jego część w poszukiwaniu odpowiedzi na moje pytania)
A więc pierwsza rzecz to nie wiem, jak rozumieć ten fakt, jak to interpretować. Jeśli ktoś twierdziłby o dwóch zbiorach skończonych \(\displaystyle{ A, B}\), że istnieje między nimi zarówno bijekcja, jak i iniekcja nie będąca bijekcją to twierdziłby coś wewnętrznie sprzecznego. Dlaczego ze zbiorami nieskończonymi jest inaczej? Druga rzecz to czy pokazanie, że istnieje bijekcja między zbiorami jest wystarczające żeby pokazać, że zbiory te są równoliczne? Zgaduję, że tak, ale dlaczego? Istnienie iniekcji nie będącej bijekcją raczej wskazuje, że zbiory nie są równoliczne. Dlaczego więc "olewamy" fakt istnienia injekcji nie będącej bijekcją i uznajemy, że skoro jest bijekcja to zbiory są równoliczne? Trzecia rzecz to pytanie - kiedy pokazanie, że między zbiorami \(\displaystyle{ X, Y}\) istnieje iniekcja nie będąca bijekcją jest pokazaniem, że \(\displaystyle{ X}\) i \(\displaystyle{ Y}\) nie są równoliczne? Wystarczy, że są skończone? Jeśli tak to dlaczego dowód "działający" dla skończonych jest niepoprawny dla nieskończonych?
Dziękuję za każdą odpowiedź, która pozwoli mi jakoś dojść z tym do ładu (albo wskazanie, gdzie takie problemy były już omawiane - forum jest bardzo rozbudowane i przejrzałem tylko niewielką jego część w poszukiwaniu odpowiedzi na moje pytania)