Niepokonana pisze: ↑12 sie 2023, o 01:45
Skąd się dowiedzieć, czy mój profesor jest zdolny w swojej matematyce bez zostawania samemu ekspertką? Mogę sprawdzić na researchgate, ile mają cytowań, ale nie wiem, ile to jest dużo. 1000 to dużo? A może cytowania są bezwartościowe? Ja chcę wiedzieć, czy uczą mnie porządni profesorowie czy beznadziejni, czy tylko udają, że się znają. Jak to się sprawdza?
Wrócę do początku wątku. Pojęcie "zdolności w matematyce", czy też "wybitności w matematyce" jest rozmyte i subiektywne. Jako studentka masz niewielkie możliwości wyrobienia sobie racjonalnej opinii w tej sprawie. Moi przedmówcy podali szereg kryteriów, które bierze się tu pod uwagę:
cytownia, współczynnik Hirscha, jakość czasopism, w których się publikuje, zaproszenia na prestiżowe konferencje, nagrody naukowe różnego typu, posiadanie uczniów (wypromowanych doktorów, ale to raczej w starszym wieku). Matematyk nie musi znac szczegółowo dziedziny ocenianego kolegi, by móc racjonalnie stosować powyższe kryteria, a to dlatego, że ma ogólne rozeznanie. Student/studentka tego nie może, gdyż takiego ogólnego rozeznania nie ma.
Tak samo, jak nasz kochany pan minister Czarnek nie może kompetentnie stwierdzić, że badania prof. Barbary Engelking sa niskiej jakości, bo się nie zna, co nie przeszkadza mu tak twierdzić, bo może. Tu przypomina mi się znany aforyzm Wittgensteina: jeśli ktoś nie jest w stanie o czymś sensownie mówić, powinien zamilknąć.
Osobiście byłbym ostrożny z szafowaniem ocenami "wybitności". Myślę, że często takie oceny są przesadzone. Wybitność można ocenić dopiero z pewnej perspektywy czasu, np. po 10 latach od uzyskania danego wyniku, lub nawet dopiero po śmierci. Ocenić, jak dany człowiek włynął na rozwój matematyki.
Warto też pamiętać, że ludzie zasługują na szacunek. Nie tylko ci "wybitni". Choćby za to, że sie starają coś zrobić dla innych. Np. dobrze, z zangażowaniem wykonują swoją pracę. Wychowują dobrze swoje dzieci. Są uczynni i przyjaźni dla innych.
Nie wiem, czy dla studenta najważniejsze w ocenie wykladowcy powinny być jego zdolności matematyczne. Jesli już, to raczej dydaktyczne (tak jak wspomniał Jan Kraszewski). Najważniejsze jest, by student poznał dany przedmiot, a nie danego wykładowcę. A jeśli jakiś przedmiot mu się szczególnie spodoba, może pogłębiac jego studiowanie. Niekoniecznie na wykładach, również w drodze samokształcenia. I wtedy ewentualnie szukać mistrza.