Jestem ciekaw, jak bycie lub niebycie humanistą wiąże się z konformizmem czy skłonnościami do autodestrukcji (które to faktycznie przejawiam i to zdecydowanie nielekkie, na przykład mam w swojej historii samookaleczenia, ale mnie się wydaje, że chodzi Ci, Arku, o obieranie światopoglądu, który w Twoim przekonaniu prowadzi do autodestrukcji).
Mnie się zdaje, że moja postawa jest raczej nonkonformistyczna: nie ma żadnych „pragmatycznych" powodów, bym nie mógł żyć zgodnie z katolickim światopoglądem, który – w wersji mocno rozwodnionej, ale wciąż – dominuje w moim kraju (używki umiem kontrolować albo w ogóle z nich zrezygnować, jak to było z alkoholem, potrafię przyznać się do błędu, cudzołożyć nikt by ze mną nie chciał, a choć leniwy jestem jak jasna cholera, to nigdy nie obejmowało to mszy, zgłębiania Biblii etc.), natomiast uważam ten nurt za głęboko niesłuszny, niespójny i nawet w pewien sposób niemoralny, dlatego z nim nie płynę, mimo że to ułatwiłoby mi kontakty z paroma drogimi mi osobami (akurat głównie nie z rodziny). Nie podzielam przy tym wielu modnych współcześnie wartości, np. egalitaryzmu.
No, krzewicielem nauki był na przykład taki zakon jezuitów, ale za bardzo przeszkadzał on (wielce katolickim) monarchom Hiszpanii i Portugalii oraz ich protegowanym wyzyskiwać ludzi i plwać na jakiekolwiek wartości, toteż postarano się o kasatę zakonu (nie pamiętam już dat, ale druga połowa XVIII wieku generalnie, możliwe że lata siedemdziesiąte). Oczywiście papież wszystko przyklepał. Tak że Kościół niejednokrotnie sam niszczył i blokował to, co tworzył, dość gorzka refleksja, ponieważ myślę, że można ją odnieść na ogólniejszym poziomie do ludzkości. Tak mi się skojarzyło.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
vonblackowitz pisze:Ale czym jest tak naprawdę dążenie do prawdy? Określenie tej "jednej prawdy", totalnej i uniwersalnej na całym świecie, z którą każdy musi się zgadzać? Czy po prostu to jest bóg, tylko w nowej formie? Bóg jako nie-bóg, w formie naukowego imperatywu. W ogóle skąd taka chęć to tej jednej prawdy po obu stronach, no? Bo wydaje mi się, że tylko po to, by udowodnić swoją prawdę.
Dążenie do prawdy jest nieustanną weryfikacją swoich poglądów za pomocą dyskusji z innymi, lektury książek, artykułów i badań, słuchania podcastów, własnych przemyśleń, obserwacji świata zewnętrznego. Celem nie jest udowodnienie jakichś z góry presuponowanych tez (jak to ma miejsce czasami u osób religijnych czy hołdujących danej ideologii), ale dostosowanie swojej wizji świata do tego, jakim on faktycznie jest (choć do tego możemy się jedynie zbliżać). Skąd ono się bierze? Nie wiem, myślę, że równie dobrze można spytać, skąd się bierze religijność (poza czynnikami kulturowymi i społecznymi). Z wewnętrznej potrzeby
Z mojego skrajnie egoistycznego punktu widzenia pozytywnym zjawiskiem są płaskoziemcy, antyszczepionkowcy, kreacjonisci młodej Ziemi i podobni, a to dlatego, że jak dziwnych hipotez by nie wysnuwali, zmuszają w jakimś zakresie do przedstawienia lub chociaż przemyślenia dowodów, argumentów, a więc tego wszystkiego, czym nauka różni się od wierzeń religijnych.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzięki za ten materiał z Braunem, oczywiście szurał, że NSDAP była lewacka, ale poza tym dość ciekawe. NB intrygujące, że jakoś nie przyjęło się uważać incydentu na moście Marco Polo za początek II wojny światowej, ale że koniec 2 września 1945 to już niektórzy się zgadzają.