Uczenie się matematyki
-
- Użytkownik
- Posty: 1996
- Rejestracja: 20 maja 2008, o 15:14
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa/Stalowa Wola
- Podziękował: 42 razy
- Pomógł: 247 razy
Uczenie się matematyki
Nie wiem czy opłaca Ci się robić to co będziesz mieć za 4 miesiące na studiach. Tam przerobisz to znacznie lepiej niż samodzielnie, a teraz możesz odpoczywać
-
- Użytkownik
- Posty: 490
- Rejestracja: 7 maja 2009, o 22:01
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował: 1 raz
- Pomógł: 64 razy
Uczenie się matematyki
Przecież studiowanie to głównie samodzielna praca ;p Ale fakt, teraz lepiej poodpoczywać, na studiach na wszystko przyjdzie czasxanowron pisze:Nie wiem czy opłaca Ci się robić to co będziesz mieć za 4 miesiące na studiach. Tam przerobisz to znacznie lepiej niż samodzielnie
-
- Użytkownik
- Posty: 1996
- Rejestracja: 20 maja 2008, o 15:14
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Warszawa/Stalowa Wola
- Podziękował: 42 razy
- Pomógł: 247 razy
Uczenie się matematyki
Chodzi o to, że nie ma sensu uczyć się tego samego dwa razy. Chyba, że chce mieć wolne przez pierwszy rok. Ale co będzie wtedy robić? Sam przerabiać drugi rok? Bez sensu moim zdaniem.
Uczenie się matematyki
Tylko, że ja CHCĘ się uczyć przez te 4 miesiące
Mam pewną prośbę, nie wiem za bardzo gdzie ją umieścić, więc zrobię to tu
Miałby ktoś możliwość przekazania mi czy to tutaj czy to w formie prywatnej wiadomości, reprezentatywne tytuły podręczników wraz z jakimś zbiorem zadań (tzn. Podręcznik + Zbiór) których materiał obowiązuje na 1 roku matematyki? Z tego co wiem, to 1 rok wszędzie jest taki sam. Algebra, Analiza, Logika, Rachunek Prawdopodobieństwa (zaciera ręce ), Algebra abstrakcyjna chyba...
Sprawdzałem sylabusy tych przedmiotów w internecie, ale tam zwykle podają po 6-7 książek do każdego przedmiotu i drugie tyle zbiorów zadań, oczywiście nie da się tego wszystkiego przerobić. Byłbym bardzo wdzięczny, za skomponowanie mi takiej drobnej listy książek na każdy przedmiot na I rok (jak już pisałem, podręcznik + zbiór), które są w miarę przystępnie skonstruowane.
Kieruje to głównie do studentów którzy właśnie kończą I rok i wiedzą co i jak
Jako, że właśnie kończę technikum informatyczne, to taką konkretną, intensywną naukę na studia, będę mógł zacząć dopiero po egzaminie zawodowym (czerwiec), na który też trzeba się troszkę przygotować... , ale materiały wolę skompletować już dzisiaj.
Sam trochę książek już mam, ale nie wiem czy to nie za niski poziom jeśli chodzi o materiał (Krysicki, Gewert, kilka innych, zwykle piszą tam, że to dla politechnik w kontekście, że dla "normalnych" studentów(tj. nie na studiach matematycznych))
Mam pewną prośbę, nie wiem za bardzo gdzie ją umieścić, więc zrobię to tu
Miałby ktoś możliwość przekazania mi czy to tutaj czy to w formie prywatnej wiadomości, reprezentatywne tytuły podręczników wraz z jakimś zbiorem zadań (tzn. Podręcznik + Zbiór) których materiał obowiązuje na 1 roku matematyki? Z tego co wiem, to 1 rok wszędzie jest taki sam. Algebra, Analiza, Logika, Rachunek Prawdopodobieństwa (zaciera ręce ), Algebra abstrakcyjna chyba...
Sprawdzałem sylabusy tych przedmiotów w internecie, ale tam zwykle podają po 6-7 książek do każdego przedmiotu i drugie tyle zbiorów zadań, oczywiście nie da się tego wszystkiego przerobić. Byłbym bardzo wdzięczny, za skomponowanie mi takiej drobnej listy książek na każdy przedmiot na I rok (jak już pisałem, podręcznik + zbiór), które są w miarę przystępnie skonstruowane.
Kieruje to głównie do studentów którzy właśnie kończą I rok i wiedzą co i jak
Jako, że właśnie kończę technikum informatyczne, to taką konkretną, intensywną naukę na studia, będę mógł zacząć dopiero po egzaminie zawodowym (czerwiec), na który też trzeba się troszkę przygotować... , ale materiały wolę skompletować już dzisiaj.
Sam trochę książek już mam, ale nie wiem czy to nie za niski poziom jeśli chodzi o materiał (Krysicki, Gewert, kilka innych, zwykle piszą tam, że to dla politechnik w kontekście, że dla "normalnych" studentów(tj. nie na studiach matematycznych))
-
- Administrator
- Posty: 34540
- Rejestracja: 20 mar 2006, o 21:54
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Wrocław
- Podziękował: 4 razy
- Pomógł: 5226 razy
Uczenie się matematyki
Pamiętaj, że matematyka na studiach matematycznych jest trochę inna niz na niematematycznych.
Poczytaj matematyk-w-bibliotece-f80/ksiazka-na-w ... 27065.html
Poczytaj matematyk-w-bibliotece-f80/ksiazka-na-w ... 27065.html
Uczenie się matematyki
Dziękuje.
Zdaje sobie sprawę, z tego że są inne, dlatego właśnie zależy mi żeby nauczyć się "dowodzić" i "wykazywać" bo z pewnością tego będzie sporo. U mnie w szkole tego typu zadania praktycznie nie istniały (a jak były to bardzo, bardzo proste) ..., było tylko "licz, licz, licz!", nie wiem, może w średnich na mat-fizach mieli lepiej...
Chciałbym w Cambridge A studia podejmę w Poznaniu na Uniwersytecie (wyboru nie miałem, musiałem wybrać to co miałem najbliżej, studia w innym mieście to niestety za duże koszta , ale wiadomo, że to nie studia uczą matematyki, a student się jej uczy, czyli w gruncie rzeczy to wszystko jedno "gdzie", ważne "kto" )
Zdaje sobie sprawę, z tego że są inne, dlatego właśnie zależy mi żeby nauczyć się "dowodzić" i "wykazywać" bo z pewnością tego będzie sporo. U mnie w szkole tego typu zadania praktycznie nie istniały (a jak były to bardzo, bardzo proste) ..., było tylko "licz, licz, licz!", nie wiem, może w średnich na mat-fizach mieli lepiej...
xanowron pisze:Gdzie chcesz studiować?
Nadal uważam, że to średni pomysł, ale to Twoje wakacje
Chciałbym w Cambridge A studia podejmę w Poznaniu na Uniwersytecie (wyboru nie miałem, musiałem wybrać to co miałem najbliżej, studia w innym mieście to niestety za duże koszta , ale wiadomo, że to nie studia uczą matematyki, a student się jej uczy, czyli w gruncie rzeczy to wszystko jedno "gdzie", ważne "kto" )
Uczenie się matematyki
Pozwolę sobie odświeżyć ten temat.
Na mojej uczelni (PW) wykładowcy bardzo często wspominają o tzw. "nauce zadań na pamięć". Nie potrafią jednak sprecyzować dokładnie o co chodzi. Czy wg Was "nauka zadań na pamięć" to nauczenie się wzorów i podstawianie do nich danych, nauka zadań ze szczegółowymi rozwiązaniami i danymi, nauka schematu rozwiązania danego zadania czy przeanalizowanie kilku kluczowych zadań, a potem poprzez analogię rozwiązywanie innych zadań. Proszę powiedzcie, w jaki sposób wg Was należy rozwiązywać zadania.
Zadałem to pytanie, ponieważ już jakiś czas temu miała miejsce pewna sytuacja. Aby zaliczyć u mnie fizykę, trzeba było zaliczyć ćwiczenia co najmniej na 3(każde z 2 kolokwiów również wymagało osobnego zaliczenia), egzamin pisemny co najmniej na 3 i egzamin ustny, który składał się z 1 pytania. Wykładowca zapytał się mnie czemu tak słabo poszedł mi egzamin pisemny (bo na 3), skoro miałem 4 z ćwiczeń. Odpowiedziałem mu, że jestem lepszy z zadań niż z teorii. A on mi na to, że przecież zadania z teorii wynikają i pewnie się nauczyłem zadań na pamięć. Jednak nie powiedział dokładnie, co miał na myśli poprzez "naukę zadań na pamięć". Ja nie uważam, abym się uczył zadań na pamięć, rozwiązałem wszystkie zadania, które obejmowały zakres kolokwiów i zaliczyłem na 4. A na kolokwium nie były to dokładnie te same zadania ze zmienionymi danymi. Więc jakby ktoś "wykuł algorytm", to by nie zaliczył.
Wiem, że dzisiejsza matura to śmiech na sali i każdy głupi ją dobrze napisze, ale ja będąc po klasie o profilu hist-wos-ang, przygotowując się do rozszerzeń z matematyki i fizyki bez żadnych korków i pomocy innych osób, napisałem je odpowiednio na 78 i 73%, podczas gdzie średnio osoby nie mające tych przedmiotów rozszerzonych, a je zdające na maturze w moim, dość dobrym liceum, pisały je średnio w granicach 20-30%. Więc tym bardziej nie zgadzam się z tym, że "kuję zadania na pamięć". Dodam jeszcze, że na pierwszym semestrze studiów (teraz jestem na drugim), nie miałem żadnych problemów z zaliczeniem przedmiotów, poza częścią odręczną grafiki inżynierskiej.
Proszę Was o odpowiedzenie na moje pytanie, które postawiłem na początku mojej wypowiedzi oraz jak widzicie moją przyszłość na tego typu studiach.
Z góry dziękuję za odpowiedzi.
Na mojej uczelni (PW) wykładowcy bardzo często wspominają o tzw. "nauce zadań na pamięć". Nie potrafią jednak sprecyzować dokładnie o co chodzi. Czy wg Was "nauka zadań na pamięć" to nauczenie się wzorów i podstawianie do nich danych, nauka zadań ze szczegółowymi rozwiązaniami i danymi, nauka schematu rozwiązania danego zadania czy przeanalizowanie kilku kluczowych zadań, a potem poprzez analogię rozwiązywanie innych zadań. Proszę powiedzcie, w jaki sposób wg Was należy rozwiązywać zadania.
Zadałem to pytanie, ponieważ już jakiś czas temu miała miejsce pewna sytuacja. Aby zaliczyć u mnie fizykę, trzeba było zaliczyć ćwiczenia co najmniej na 3(każde z 2 kolokwiów również wymagało osobnego zaliczenia), egzamin pisemny co najmniej na 3 i egzamin ustny, który składał się z 1 pytania. Wykładowca zapytał się mnie czemu tak słabo poszedł mi egzamin pisemny (bo na 3), skoro miałem 4 z ćwiczeń. Odpowiedziałem mu, że jestem lepszy z zadań niż z teorii. A on mi na to, że przecież zadania z teorii wynikają i pewnie się nauczyłem zadań na pamięć. Jednak nie powiedział dokładnie, co miał na myśli poprzez "naukę zadań na pamięć". Ja nie uważam, abym się uczył zadań na pamięć, rozwiązałem wszystkie zadania, które obejmowały zakres kolokwiów i zaliczyłem na 4. A na kolokwium nie były to dokładnie te same zadania ze zmienionymi danymi. Więc jakby ktoś "wykuł algorytm", to by nie zaliczył.
Wiem, że dzisiejsza matura to śmiech na sali i każdy głupi ją dobrze napisze, ale ja będąc po klasie o profilu hist-wos-ang, przygotowując się do rozszerzeń z matematyki i fizyki bez żadnych korków i pomocy innych osób, napisałem je odpowiednio na 78 i 73%, podczas gdzie średnio osoby nie mające tych przedmiotów rozszerzonych, a je zdające na maturze w moim, dość dobrym liceum, pisały je średnio w granicach 20-30%. Więc tym bardziej nie zgadzam się z tym, że "kuję zadania na pamięć". Dodam jeszcze, że na pierwszym semestrze studiów (teraz jestem na drugim), nie miałem żadnych problemów z zaliczeniem przedmiotów, poza częścią odręczną grafiki inżynierskiej.
Proszę Was o odpowiedzenie na moje pytanie, które postawiłem na początku mojej wypowiedzi oraz jak widzicie moją przyszłość na tego typu studiach.
Z góry dziękuję za odpowiedzi.
-
- Użytkownik
- Posty: 18
- Rejestracja: 25 sie 2012, o 12:55
- Płeć: Kobieta
- Lokalizacja: Wawa
Uczenie się matematyki
Moja nauczycielka od matematyki zawsze powtarzała sukces w matematyce to w 60% praca 20% talent i 20% inne czynniki. Tak więc samą pracą możemy osiągnąć sukces. A więc podwijamy rękawy i trzaskamy zadanie po zadaniu.
-
- Użytkownik
- Posty: 180
- Rejestracja: 15 lip 2012, o 19:21
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował: 116 razy
Uczenie się matematyki
Nie mam talentu więc co najwyżej mogę pracować i to daje mi 3-je .dancewithme pisze:Moja nauczycielka od matematyki zawsze powtarzała sukces w matematyce to w 60% praca 20% talent i 20% inne czynniki. Tak więc samą pracą możemy osiągnąć sukces. A więc podwijamy rękawy i trzaskamy zadanie po zadaniu.
-
- Użytkownik
- Posty: 96
- Rejestracja: 17 cze 2012, o 14:41
- Płeć: Kobieta
- Lokalizacja: Chełm
- Podziękował: 10 razy
- Pomógł: 11 razy
Uczenie się matematyki
A ja mam trochę talentu a reszta to chyba ciężka praca A co pytania wiadomo to fakt nie ma praktyki bez teorii ale osobiście muszę się przyznać że nie znam wielu praw matematycznych i wzorów a zadania umiem robić często są to porypane strasznie metody inne niż u wszystkich ale cóż każda metoda jest dobra która prowadzi do dobrego wyniku Czy można się schematu wyuczyć na pamięć? W sumie to chyba tak ale czy to coś da to chyba zależy od osoby. Ja jestem na tyle matematycznie sfiksowana że nie wyobrażam sobie życia bez matmy i osobiście nigdy jeszcze nie zdarzyło mi się uczyć zadań na pamięć, mojej klasie a i owszem ale nigdy to się za dobrze nie kończyło:P
- gildon
- Użytkownik
- Posty: 13
- Rejestracja: 14 paź 2012, o 18:38
- Płeć: Mężczyzna
- Lokalizacja: Trójmiasto
Uczenie się matematyki
Ja tam matematyki się nie muszę uczyć
Jestem ledwie w podstawówce, a moja klasa uznaje mnie za geniusza Jest to strasznie wnerwiające.
Mówiąc krótko uważam, że każdy sposób jest dobry, o ile nie łamie podstawowych praw matematyki i daje poprawny wynik za każdym razem. Mam nawet parę własnych wzorów . Nie wiem, czy są już gdzieś spisane, czy nie, ale do nich doszedłem sam
Jestem ledwie w podstawówce, a moja klasa uznaje mnie za geniusza Jest to strasznie wnerwiające.
Mówiąc krótko uważam, że każdy sposób jest dobry, o ile nie łamie podstawowych praw matematyki i daje poprawny wynik za każdym razem. Mam nawet parę własnych wzorów . Nie wiem, czy są już gdzieś spisane, czy nie, ale do nich doszedłem sam
-
- Użytkownik
- Posty: 180
- Rejestracja: 15 lip 2012, o 19:21
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował: 116 razy
Uczenie się matematyki
Dorzucę coś od siebie.
Uczę się bo jest taka potrzeba. Przyjemnością tego nie nazwę, bo musiałbym siedzieć 8 h dziennie, żeby jako tako rozumieć.
Denerwuje mnie wiele spraw np. brak umiejętności wyboru ( za 1-szym razem) odpowiedniego sposobu rozwiązania. Tego się nie można nauczyć, można tylko dobrać sposób na podstawie doświadczenia, poprzez robienie setek zadań.
Drugim z moich przykrych doświadczeń jest: chroniczny brak zrozumienia jednego z tematów potrzebnego do opanowania działu. Weźmy jako przykład trójkąty. Uczysz się, aż dochodzisz na przykład do funkcji trygonometrycznych. Zanim opanuję funkcje trygonometryczne, zapomnę to co czego się nauczyłem wcześniej. I tak w kółko od 1 września 2005 roku .
Ślęczenie nad zadaniami to dobry sposób na rozładowanie negatywnych emocji, ale do niczego to nie prowadzi. Powód jest jeden: brak talentu. To jest jak pisanie książek. Jak nie masz talentu, to nie napiszesz. Z matematyką jest to samo. Następuję losowanie: masz talent, nie masz talentu. Jak trafi się na to drugie, to nawet ciężką pracą się do niczego sensownego nie dojdzie. Może to być wykorzystywana tylko jako lekarstwo na Alzheimera, na nic więcej.
W mojej nauce ujawnia się także buntowniczy charakter. Są rzeczy, których ja nie potrafię zaakceptować. Mam swoje poglądy, stoję przy nich twardo i nikt inny nie może ich za mnie zmienić. Jestem upartym człowiekiem. Nawet kiedy świadomie ustąpię, to moja podświadomość tego nie zrobi i to się po pewnym czasie ujawnia. Nie ufam np. testom IQ, ponieważ w każdym mogę znaleźć coś pozytywnego. Nie widzę zatem wokół siebie głupich ludzi. Każdy jest inteligentny w innym zakresie. Nie uznaję się że też za głupiego człowieka tylko dlatego, że nie zostałem obdarzony darem do rozumienia niezrozumiałych praw i teorii matematycznych. To jest matematyczna wiara, ja się nie czuję wiernym tego Kościoła i nie muszę być z tego powodu powszechnie dyskredytowany. W końcu każdy ma prawo do wyboru swojej wiary i ścieżki życiowej. Na podstawie tego tropu można zatem zaprzestać wojen humanistów ze ścisłowcami, bo wszyscy jesteśmy ludźmi, tylko każdy ma inny talent. Jeden jest przydatny dla obecnych warunków gospodarczych, a drugi nie.
W każdym bądź razie nastawienie do matematyki ani charakter osoby nieutalentowanej niczego nie zmienia. Istnieją co prawda ludzie nierozumiejący świata matematycznego w pewnym etapie swojego życia, ale to są ludzie z talentem głębiej ukrytym i tylko utalentowani mogą taką umiejętność w sobie odkryć.
Wobec powyższych nie należy wmawiać sobie ani nikomu, że na pewno każdy może się matematyki nauczyć, bo to jest najzwyczajniejsza w świecie kalka psychologiczno-pedagogiczna przekazywana z pokolenie na pokolenie.
Uczę się bo jest taka potrzeba. Przyjemnością tego nie nazwę, bo musiałbym siedzieć 8 h dziennie, żeby jako tako rozumieć.
Denerwuje mnie wiele spraw np. brak umiejętności wyboru ( za 1-szym razem) odpowiedniego sposobu rozwiązania. Tego się nie można nauczyć, można tylko dobrać sposób na podstawie doświadczenia, poprzez robienie setek zadań.
Drugim z moich przykrych doświadczeń jest: chroniczny brak zrozumienia jednego z tematów potrzebnego do opanowania działu. Weźmy jako przykład trójkąty. Uczysz się, aż dochodzisz na przykład do funkcji trygonometrycznych. Zanim opanuję funkcje trygonometryczne, zapomnę to co czego się nauczyłem wcześniej. I tak w kółko od 1 września 2005 roku .
Ślęczenie nad zadaniami to dobry sposób na rozładowanie negatywnych emocji, ale do niczego to nie prowadzi. Powód jest jeden: brak talentu. To jest jak pisanie książek. Jak nie masz talentu, to nie napiszesz. Z matematyką jest to samo. Następuję losowanie: masz talent, nie masz talentu. Jak trafi się na to drugie, to nawet ciężką pracą się do niczego sensownego nie dojdzie. Może to być wykorzystywana tylko jako lekarstwo na Alzheimera, na nic więcej.
W mojej nauce ujawnia się także buntowniczy charakter. Są rzeczy, których ja nie potrafię zaakceptować. Mam swoje poglądy, stoję przy nich twardo i nikt inny nie może ich za mnie zmienić. Jestem upartym człowiekiem. Nawet kiedy świadomie ustąpię, to moja podświadomość tego nie zrobi i to się po pewnym czasie ujawnia. Nie ufam np. testom IQ, ponieważ w każdym mogę znaleźć coś pozytywnego. Nie widzę zatem wokół siebie głupich ludzi. Każdy jest inteligentny w innym zakresie. Nie uznaję się że też za głupiego człowieka tylko dlatego, że nie zostałem obdarzony darem do rozumienia niezrozumiałych praw i teorii matematycznych. To jest matematyczna wiara, ja się nie czuję wiernym tego Kościoła i nie muszę być z tego powodu powszechnie dyskredytowany. W końcu każdy ma prawo do wyboru swojej wiary i ścieżki życiowej. Na podstawie tego tropu można zatem zaprzestać wojen humanistów ze ścisłowcami, bo wszyscy jesteśmy ludźmi, tylko każdy ma inny talent. Jeden jest przydatny dla obecnych warunków gospodarczych, a drugi nie.
W każdym bądź razie nastawienie do matematyki ani charakter osoby nieutalentowanej niczego nie zmienia. Istnieją co prawda ludzie nierozumiejący świata matematycznego w pewnym etapie swojego życia, ale to są ludzie z talentem głębiej ukrytym i tylko utalentowani mogą taką umiejętność w sobie odkryć.
Wobec powyższych nie należy wmawiać sobie ani nikomu, że na pewno każdy może się matematyki nauczyć, bo to jest najzwyczajniejsza w świecie kalka psychologiczno-pedagogiczna przekazywana z pokolenie na pokolenie.
Uczenie się matematyki
mrqpa poruszył ciekawy temat. O tyle ciekawy, że jestem w stanie stwierdzić, że teoria w przedmiotach szkolnych nie koresponduje wszędzie z praktyką (przykładowo podstawy przedsiębiorczości [prawidła rynkowe a zachowanie rynku] czy języki [gramatyka a mówienie]), o tyle stwierdziłabym, że w przypadku matematyki teoria — a przynajmniej wzory — to bardzo istotna rzecz.
Właściwie nigdy nie potrafiłam sobie przyswoić treści twierdzeń matematycznych, jak tak się zastanawiam, natomiast wzory - no, wiadomo, bez wzorów nie ma matematyki.
Kiedyś, w szkole podstawowej i na początku gimnazjum byłam dobra z matematyki. Potem się rozleniwiłam... Ale też dlatego, że nie pojęłam pewnych rzeczy — np. jest jakiś temat, powtórzenie ze szkoły podstawowej... super, to pójdzie mi łatwo, a okazuje się, że nic nie umiem, bo to się robi w inny sposób niż w podstawówce... Albo to ja zapomniałam, jak się poprawnie robi...
Ale nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że to wojna humanistów ze ścisłowcami. Ba, w ogóle nie wiem, czy podział na humanistów i ścisłowców jest sensowny. Nie jest tak, że jeśli ktoś lubi matematykę, to automatycznie gardzi Szekspirem, nie jest też tak, że ktoś, kto kocha literaturę, zobligowany jest do tego, aby liczyć nie umieć. Moja nauczycielka angielskiego twierdzi, że jeśli ktoś umie angielski, to i matematykę też. Z angielskiego mam 5, z matematyki 1, więc wygląda to na kolejne ciekawe stwierdzenie, które należy zaliczyć do mitów...
Matematyka to specyficzny przedmiot, on się po prostu przydaje w życiu czasami — a przynajmniej jego niektóre działy, takie jak liczenie procentu. Niby wszystko zrobi za nas kalkulator, ale czasem może i tego zabraknąć... Przede wszystkim, matematyka uczy myślenia.
Gorzej z tym, że matematyka jest źle nauczana w szkołach. A to ze szkoły wywodzi się przykład, bo dobry nauczyciel = większa szansa na zainteresowanie ucznia przedmiotem. Matematyka zaś jest traktowana po sierocemu. Nie poświęca się uwagi zaległościom uczniów (a wiadomo, że 1) nie każdy rozumie wszystkie tematy, 2) w matematyce nie da się nic ominąć), tylko aby nadążyć z materiałem. Nauczyciel w trzydziestosześcioosobowej klasie nie podejdzie do każdego, aby wytłumaczyć czy pomóc w rozwiązaniu zadania, bo nie starczy mu czasu na przerabianie materiału. I to jest dopiero paranoja, a także przyczyna tego, że jestem zbyt leniwa, aby się zabrać za matematykę...
Właściwie nigdy nie potrafiłam sobie przyswoić treści twierdzeń matematycznych, jak tak się zastanawiam, natomiast wzory - no, wiadomo, bez wzorów nie ma matematyki.
Kiedyś, w szkole podstawowej i na początku gimnazjum byłam dobra z matematyki. Potem się rozleniwiłam... Ale też dlatego, że nie pojęłam pewnych rzeczy — np. jest jakiś temat, powtórzenie ze szkoły podstawowej... super, to pójdzie mi łatwo, a okazuje się, że nic nie umiem, bo to się robi w inny sposób niż w podstawówce... Albo to ja zapomniałam, jak się poprawnie robi...
Ale nie zgodzę się ze stwierdzeniem, że to wojna humanistów ze ścisłowcami. Ba, w ogóle nie wiem, czy podział na humanistów i ścisłowców jest sensowny. Nie jest tak, że jeśli ktoś lubi matematykę, to automatycznie gardzi Szekspirem, nie jest też tak, że ktoś, kto kocha literaturę, zobligowany jest do tego, aby liczyć nie umieć. Moja nauczycielka angielskiego twierdzi, że jeśli ktoś umie angielski, to i matematykę też. Z angielskiego mam 5, z matematyki 1, więc wygląda to na kolejne ciekawe stwierdzenie, które należy zaliczyć do mitów...
Matematyka to specyficzny przedmiot, on się po prostu przydaje w życiu czasami — a przynajmniej jego niektóre działy, takie jak liczenie procentu. Niby wszystko zrobi za nas kalkulator, ale czasem może i tego zabraknąć... Przede wszystkim, matematyka uczy myślenia.
Gorzej z tym, że matematyka jest źle nauczana w szkołach. A to ze szkoły wywodzi się przykład, bo dobry nauczyciel = większa szansa na zainteresowanie ucznia przedmiotem. Matematyka zaś jest traktowana po sierocemu. Nie poświęca się uwagi zaległościom uczniów (a wiadomo, że 1) nie każdy rozumie wszystkie tematy, 2) w matematyce nie da się nic ominąć), tylko aby nadążyć z materiałem. Nauczyciel w trzydziestosześcioosobowej klasie nie podejdzie do każdego, aby wytłumaczyć czy pomóc w rozwiązaniu zadania, bo nie starczy mu czasu na przerabianie materiału. I to jest dopiero paranoja, a także przyczyna tego, że jestem zbyt leniwa, aby się zabrać za matematykę...