a. Być może nie wychwyciłem - jak dla mnie niuansowej - różnicy pomiędzy zwrotami zaleciła unikania a zasugerowała by ich unikać.
b. Dla mnie jest oczywiste, że skoro napisałem, że te słowa obrażają homoseksulanych rodziców to dotyczą właśnie ich (jak mogą kogoś obrażać słowa nie skierowane do niego - to dopiero byłby absurd?)
c. Oczywiście słowo mama nie zostało uznane za homofobiczne jeżeli za uznanie przyjmiemy jakiś formalny akt, ale zostało za takie uznane de facto poprzez akceptację, że to słowo obraża homoseksualnego rodzica.
2. Co do reszty.
Istnieje wiele różnych grup które mogłyby powiedzieć (nawet gdyby inni tak nie uważali), że jest im ciężej niż innym i, że są dyskryminowani, ale co miałoby z tego wynikać? Czy to jest powód do tego, żeby tych, którzy mają inne zdanie, dyscyplinować artykułami kodeksu karnego?… istnieje spora grupa osób, które nikogo nie krzywdzą, a mimo tego sam fakt, że wybrali życie z osobą tej samej płci powoduje, że jest im ciężej: zarówno z uwagi na utrudnienia prawno-administracyjne, jak i z uwagi na spotykanie się z przejawami nietolerancji. A nie powinno być im ciężej.
Z przejawami nietolerancji spotykają się (albo przynajmniej tak uważają) osoby otyłe, lubiące opalać się nago, piegowate, dokarmiające koty, ubierające się ekstrawagancko, niepełnosprawne itd. i nie wiem dlaczego jako symbol (a tym bardziej faktyczny podmiot) walki z brakiem tolerancji miałaby być wybrana tylko jedna grupa.
Ja mogę się czuć dyskryminowany w stosunku do każdej grupy która dysponuje nie przysługującymi mi przywilejami (strażaków, krwiodawców, członków PTTK, bezrobotnych, nauczycieli, posłów, …). Jeden może uznać, że dany przywilej jest - z jakichś powodów - słuszny a inny, że tak nie jest. Każdy przywilej jednych jest jednocześnie dyskryminacją innych.
Wg mojej opinii praprzyczyną tych wszystkich problemów jest zawłaszczanie i próba regulacji przez państwo kolejnych sfer życia obywateli. Ponieważ państwo mające monopol na tworzenie prawa staje się dysponentem coraz większej ilości rzadkich dóbr uznaniowo rozdysponowywanych, to nieunikniony jest konflikt.
Jakieś 200 a nawet 100 lat temu (czyli 3, 4 pokolenia wstecz) większości ludziom nie przyszłoby do głowy, że państwo może decydować o takich rzeczach o jakich decyduje teraz. Nikt by nawet nie pomyślał, że można żądać aby państwo regulowało prawem jak musi się zachować mój sąsiad. Aż trudno mi sobie wyobrazić co będzie za kolejne 100 lat. Namiastkę tego stanu może dać konkurs na największe absurdy prawne UE, które budzą śmiech a powinny budzić strach.
Uważam, że z tej, prowadzącej donikąd drogi zawrócić nas może tylko rezygnacja (jak wskazuje zarówno teoria jak i praktyka nie jest to niestety możliwe) lub pozbawienie państwa wpływu na regulowanie w życiu obywateli wszystkiego co tylko możliwe. Niestety w tej materii optymistą nie jestem.
Jeżeli chodzi o podejrzenie, że wybrane przeze mnie przykłady są "tendencyjne" to jest to jak najbardziej słuszne. Po prostu wybrałem akurat te przykłady, żeby pokazać absurd tego co może być i jest uznawane za tzw. mowę nienawiści (bez problemów można znaleźć przykłady nie mniej absurdalnych spraw, które zostały rozpatrzone np. przez sądy i zakończone skazującym wyrokiem)