Fajnie się to czyta, od kiedy Miodzio przestał trollować, by odgrywać się na pewnym moderatorze.
Jednak gdzieś ginie istota tego "sporu".
Zauważmy, że "naród" (jak chce kolega
Pneumokok) nie dyskryminuje, nie prześladuje ludzi odmiennej orientacji. W żaden sposób. Nasza wiedza ogólna poszła do przodu i wiemy, że ani leworęczność ani homoseksualność ani ciąże bliźniacze to nie efekt konszachtów z diabłem, tylko dość losowa przypadłość, która raz nadaje danemu człowiekowi wyjątkowość, ale z drugiej strony w pewien sposób utrudnia mu życie.
I tak leworęczni mają ciut gorzej od praworęcznych, bo wciąż drogie są podstawowe akcesoria stworzone pod konkretną "ręczność", jak pióra czy nożyczki. To problem niejako ekonomiczny.
Ciąże bliźniacze pewien problem stwarzają głównie rodzicom, acz niektóre dzieciaki też mają problemy z samoakceptacją, zrozumieniem tej bądź co bądź dziwnej sytuacji, że tuż obok nich żyje ich "klon". To jednak też rzadkie przypadki, a często gęsto przekuwają pozorną słabość w zaletę.
Wreszcie homoseksualizm. Jak koledzy wspominali - przechodził różne koleje historyczne, jednak przyznać trzeba, że tak absurdalnych problemów nie było jak dziś. Były oczywiście gorsze - prześladowania, tortury, okrutna śmierć. Ale dodać trzeba, że działo się to w czasach, gdy kobieta umiejąca czytać i pisać była palona na stosie jako czarownica, a mężczyzna próbujący zakwestionować "jedyny słuszny pogląd" na świat ginął jako "wredny heretyk" i bluźnierca przeciw "Matce naszej, Kościołowi".
Jako się rzekło, były to czasy straszne, czasy terroru i totalitaryzmu umysłowego.
Jednak przeszliśmy przez nie, dochodząc do Renesansu, potem nas Oświeciło i tak coraz szybciej rozwijając naukę doszliśmy do czasów najnowszych. I tak, ostatnie jawne prześladowania osób o skłonnościach homoseksualnych miały w Europie miejsce w czasach innego totalitaryzmu, zniewolenia umysłów i likwidowania wszystkich przeciwstawiających się "jedynej słusznej linii". Co najsmutniejsze, obydwa wspomniane totalitaryzmy miały potężne umocowanie w społeczeństwach - nie były one bynajmniej narzucone większości siłą - to sama większość legitymizowała ich zbrodniczość.
Jednak po wojnie sytuacja zaczęła wracać do normalności (czyli okresu XIX wieku), jednak nie zatrzymała się na tym. Postanowiono uczynić krok dalej (w sumie chyba nikt tutaj nie wie, kto na to wpadł, by te kroki stawiać). Jednak, aby ten krok uczynić - czyli zrównać w prawach homo- i heteroseksualnych, trzeba było dać tym hetero jakieś atrakcyjne przywileje. I tak w krajach zachodnich zamiast zmniejszyć podatki do tych przedwojennych zaczęto wymyślać system przeróżnych ulg podatkowych (który i do dziś istnieje u nas). Pojawiła się również ulga dla małżeństw, a także wspomniany przywilej o informowaniu o stanie zdrowia, dziedziczenie i takie tam.
Jednak samo to, to było za mało, by mogły ruszyć parady "kochających inaczej". Wpierw należało społeczeństwa "przyzwyczaić" i "oswoić" z nadmiernym okazywaniem uczuć przez zakochanych czy małżonków. To, co jeszcze paręnaście lat wcześniej było nie do pomyślenia, jak publiczne całowanie (takie w stylu "kochanie, łaskoczesz mi migdałki"), obściskiwanie, a także często dalej idące "akty miłosne" plus regularne promowanie nagości, w czasach powojennych zaczynało być normą.
I teraz przechodzimy do sedna - skoro ci hetero mogą robić publicznie to tamto i siamto, a także mają takie fajne przywileje, to istotnie - jest to dyskryminacja tych homo - tak uważam. Jednak zamiast wpuszczać gejów na ulice, robiących parady i domagających się zrównania "przywilejów", co tylko podburza "naród" i jest w pewnych kwestiach nielogiczne (jak to rozszerzanie definicji "małżeństwa" - to tak jakby chcieć rozszerzyć definicję pierścienia, by każdy pierścień stał się ciałem, bo przecież inaczej pierścienie są dyskryminowane ;p), należy po prostu zlikwidować te durne ulgi, przywileje i przepisy.
Co od dawna postuluje nie kto inny, a wspominany tu dziś Janusz Korwin-Mikke. Jednak zamiast wprowadzić rozwiązanie najprostsze (i najtańsze), to znacznie lepiej jest debatować nad tym latami, odwracać uwagę społeczeństwa od bardziej palących i ważnych kwestii, jak wspominane też bankructwo ZUS-u, NFZ-tu, a wraz z nim całej III RP. Bo co tam panie ZUS, jak pedały się chcą żenić (sic!).
Dobrze wszystkim znana reguła brzytwy Ockhama jest tutaj najlepszym rozwiązaniem - nie mnóżmy bytów, szczególnie, gdy potem trzeba im płacić urzędnicze pensje.