Jak ktoś chce, to może w ogóle nie czytać nic i polegać tylko na potędze własnego geniuszu. Może sprawdza się to w innych dziedzinach, ale w filozofii podejście samouka w 95% przypadków (pozostałe 5% to prawdziwi geniusze) owocuje powielaniem błędów poprzedników. Co Ci z tego przyjdzie, że poświęciwszy kilka miesięcy na rozmyślanie dojdziesz do czegoś, co podważono i obalono 200 lat temu? Idąc tym torem może od razu lepiej całą filozofię wymyśleć samemu od podstaw? W historii filozofii praktycznie każda wybitna osobowość była dobrze zaznajomiona z dziełami poprzedników, od Kartezjusza poczynając na Russellu kończąc. Niemal każdy z nich (włącznie z geniuszami w rodzaju Wittgensteina) czerpał obficie z dorobku poprzedników. Fakt, tylko niektórzy wolą chodzić w glorii genialnego samouka nieskażonego formalnym wykształceniem (spuścizna romantyzmu). Nie bronię nikomu samodzielnego myślenia, ale szanse, że samym tylko własnym rozumem, bez erudycji, rozwiąże się jakiś wielki filozoficzny problem, są znikome. Zresztą gdyby było inaczej i pierwszy lepszy filozof-amator był tak samo kompetentny, jak profesor filozofii, akademicka filozofia straciłaby jakikolwiek sens.
Podejście a la samouk ma może jakiś sens w etyce czy jakichś rozważaniach egzystencjalnych, ale na pewno nie w ontologii formalnej.
Znam ludzi, którzy nieprzeczytawszy ani jednej książki potrafią na dany temat powiedzieć więcej i lepiej od tych, którzy połknęli wiele opasłych tomisk i potrafią tylko zgrywać
A czy choć jeden z tych ludzi jest ekspertem do filozofii? Wątpię.