Jakby problemem milenijnym było użycie mediany (miast wartości oczekiwanej) we statystykach politycznych... lub chociaż 5% średniej ucinanej... Zna kto automatyczne oprogramowanie do rozwiązywania teoretycznych równań? Warto czasami sprawdzić swoje wyprowadzenia...
Polskie uczelnie kształcą poprawnie, 40% to uczelnia, kolejne 40% to uczeń/student; 20% to różności ( np. czas dojazdu na zajęcia, udział kosztów uczenia w budżecie najbliższych i podobne trywialne spostrzeżenia )... Zresztą normalizując względem współczynnika jakość / cena, nasze polskie uczelnie są niezłe, choć ogólny poziom polskiego kształcenia "klasycznego" się obniża. Powinien być lepiej uczony techniczny angielski - a prowadzenie zajęć po angielsku jest wyborem nauczyciela, a nie "złego systemu", więc przyszłość polskiej młodzieży leży w Waszych rękach. Po likwidacji gimnazjów sytuacja trochę się poprawi - powinny być obowiązkowe całki, bo ich nieznajomość zwyczajnie wyklucza ze znakomitej części praw nauki. Dostęp do wiedzy jeszcze nigdy nie był łatwiejszy, proszę Panów smutasów...
Post Scriptum: prywatna szkoła służy do zarabiania pieniędzy, a nie kształcenia - dziwne, żeby nie były reklamowane jako "profesjonalne" i "światowe State of The Art":D
-- 12 gru 2017, o 20:22 --
Jakbyś przysięgał przed Bogiem: wierność nauce do końca życia... Jak uczelnia nie jest w stanie zapewnić podstawowych środków na utrzymanie rodziny, to jako odpowiedzialny mąż/ojciec, lub żona/matka idzie się do pracy, a nie spełnia chore ambicje. Mnie tam studia doktorskie nie przeszkadzały przy czyszczeniu krzaków pomidorów u taty - pieniądze jak każde.
Alef pisze:Jeden z wielu przykładów:
Jeżeli zrobisz doktorat i zostajesz na uczelni na stanowisku adiunkta, to masz 8 lat na to aby się habilitować. Jeżeli tego nie zrobisz to masz problem - naprawdę duży problem.
Brak habilitacji oznacza, że masz około 38 lat i albo zostaniesz usunięty z uczelni albo (jeżeli masz szczęście) zostaniesz starszym wykładowcą. Oznacza to z kolei, że do 67 roku życia będziesz pracował bez możliwości awansu zawodowego i bez możliwości znaczącego awansu finansowego z poczuciem strachu aby komuś nie przyszło do głowy zastąpić Cię dwoma młodymi doktorami, którzy być może zrobią habilitacje.
Dlatego, po 4 czy 5 latach walki z doktoratem, przystępujesz do decydującej walki o Twoje być albo nie być, która trwa od 8 do 10 lat (dodajmy do stanowiska adiunkta ze dwa lata na stanowisku asystenta). Jeżeli przegrasz to patrz wyżej, jeżeli zrobisz dr hab to jesteś przy korycie. Dlatego nikt nie porywa się na problemy milenijne tylko pisze publikację za publikacją średniej jakości aby tylko zdobyć cytowania i zbliżyć się do habilitacji. Można postawić hipotezę, że dla młodego uczonego to nie nauka jest priorytetem ale habilitacja, bo bez niej - game over.
Choć ostatnio słyszałem, że są osoby, które na stanowisku starszy wykładowca zdobyli stopień dr hab. Niemniej jednak jest ich mało.
Poczytaj sobie natomiast o takim Andrew Wilesie, który udowodnił Wielkie Twierdzenie Fermata, ile lat (!) zajęła mu praca nad jednym problemem. Myślisz, że w Polsce by to przeszło?
W Polsce dodatkowo mamy nacisk na ocenę indywidualną naukowca, praca w grupie większej niż 2 osoby to niemal zbrodnia, problemy z finansowaniem badań, zawyżone liczby godzin dydaktycznych, inne obowiązki poza naukowymi etc...
Czy w takim systemie opłaca się atakować problemy milenijne?
Odpowiedź brzmi: Nie opłaca się, gdyż ryzyko że się nie uda jest zbyt duże, a konsekwencje tego przerażające...