arek1357 pisze:Jakbyście nie wiedzieli te dwa pojęcia się wykluczają, równie dobrze zapytać mogę czy można być mądrym debilem...?
To prawda, że nie można być jednocześnie chrześcijaninem i ateistą, ale wbrew pozorom, jakie stwarzają nazwy, chrześcijański ateizm pod to nie podchodzi (bo chrześcijański ateista nie jest chrześcijaninem). Ogólniej mianem chrześcijańskich ateistów można określić ateistów, którzy wychowali się w kulturze chrześcijańskiej i czerpią z niej swój system wartości, w dużym stopniu cenią chrześcijaństwo (bo można też razem z wiarą porzucić w pewnym stopniu i system wartości, ale wcale nie trzeba), tutaj np. dyskusyjne, czy przykładem był Wolniewicz (deklaratywnie na pewno, natomiast dawał dojść do głosu w swoich opiniach postawom zdecydowanie niechrześcijańskim, jak nawoływanie do zatapiania łodzi z uchodźcami). W węższym rozumieniu chrześcijański ateizm to pewne spektrum nurtów filozoficznych i teologicznych. Zgodnie z jednym (baaaardzo z grubsza, uproszczenia wręcz karygodne) Bóg w osobie Jezusa naprawdę *umarł* na krzyżu, nie istnieje, natomiast pozostała po nim spuścizna w postaci miłości bliźniego i moralności. Niektóre inne nie uznają w ogóle boskości Jezusa, bardziej postrzegają go jako przykład do naśladowania, nauczyciela.
NB ja jestem humanistą matematycznym i jestem zaiste bałwanem, z trudem zdałem topologię czy analizę funkcjonalną, więc to by się zgadzało.
Choć z drugiej strony zrobiłem więcej niż jedno zadanie z matematyki, znacznie więcej (i szkoda, lepiej było iść na studia humanistyczne i się tak nie męczyć, trudno przypuszczać, że przy takim wyborze mógłbym jeszcze gorzej sobie poradzić).
Dodano po 7 minutach 24 sekundach:
arek1357 pisze:Byliście prawie wszyscy ochrzczeni , chodziliście na religię, byliście u komunii i bierzmowania , co tydzień do kościółka z babcią a potem przyszły studia, praca, staliście się bardziej "nowocześni", "na topie" i zaczęło zgrzytać u was z wiarą , zaczęliście czytać i słuchać tych, których nie powinniście w większości zdegenerowanych zboczeńców i odszczepieńców , i skutkiem tego chcecie teraz do waszej zaistniałej jakże tragicznej sytuacji dopasować jakieś fajne określenie i tak powstaje błędna forma "ateizmu chrześcijańskiego", którego żadna tradycyjna nauka nie zna...
Nie wiem, jak w przypadku innych, ale do mnie to nie pasuje. Wątpliwości co do wiary miałem już w wieku 11, 12 lat, na lekcjach religii dyskutowałem z katechetami, przestałem wierzyć mając jakieś 15-16 lat i wtedy zdecydowanie nie byłem „modny" (przynajmniej w swoim środowisku). Zresztą jak ktoś mnie zna, to wie, że jestem zaprzeczeniem podążania za modą (wystarczy powiedzieć, że pierwszego smartfona miałem w 2016 roku, a konto na facebooku założyłem też jakoś w 2017 roku albo nawet później).
Wydaje mi się, że w moim odejściu od wiary istotne było to, że księża z dwóch najbliższych parafii angażowali się politycznie (na ile mogli, m.in. kolportując pisowską prasę i przemycając odpowiednie treści w kazaniach), a także to, że moi rodzice są niewierzący (mama to wręcz antyklerykałka), toteż nie zmuszali mnie do uczęszczania na mszę (chodziłem, bo „chciałem" i przestałem z tego samego powodu).
Nawet posunąłbym się do mocnego stwierdzenia, że jeśli dla kogoś „bycie na topie" jest wartością (w wymiarze poglądów, a nie np. posiadanych gadżetów, elementów ubioru czy aplikacji), to jest półmózgiem. Myślę, że ta awersja do intelektualnych mód miała swego czasu pewien wpływ na mój życzliwy stosunek do konserwatyzmu i nacjonalizmu.